fb linkedin Newsletter

Koniec z ustnymi umowami i naciąganiem przez telemarketerów

Za dwa tygodnie wchodzą przepisy, które mocno ograniczą ten rynek. Pracę może stracić kilkanaście tysięcy osób.

Pani Ewie telemarketer przedstawił się jako dzwoniący w imieniu instytucji prawno-handlowej. Mamił świetnym poradnikiem, który miał być darmowy, ale tylko przez kilka dni. Pani Ewa odmawiała, grzecznie dziękowała. Telemarketer zapytał, czy interesuje się prawem. Potwierdziła. To było pierwsze jej "tak" w rozmowie, ale sprzedawcy wystarczyło.

Ewa dostała "darmowy" poradnik razem z fakturą na ponad 200 zł. Po miesiącu kolejny. Okazało się, że nie może odstąpić od umowy - rozmawiała z oszustem.

Pan Marek ze Szczecina dał się namówić na umowę z firmą podszywającą się pod Telekomunikację Polską. Przyznał, że chętnie będzie płacił niższy abonament. Przyznał też, że jeszcze chętniej przyjmie w podarku bezpłatne połączenia międzynarodowe. Zanim się zorientował, już był klientem firmy wydmuszki. Aby wycofać się z umowy, zgodnie z dołączonym do niej regulaminem musiał zapłacić karnie 460 zł. 

Do tej pory - w myśl przepisów o ustnej umowie - wystarczyło, by telemarketer, sprytnie manipulując, uznał, że umowę zawarto, skoro klient na jedno z jego pokrętnie zadanych pytań odpowiedział "tak". Sposobów na nagięcie prawa i zawarcie umowy jest wiele. Na przykład nieprzyjmowanie sprzeciwu rozmówcy do wiadomości. - Niedawno telemarketerka oferowała mi internet mobilny. Odmawiałem trzykrotnie. By skończyć rozmowę, przyznałem się, że byłem kiedyś telemarketerem, by dała mi spokój. I co? Zaproponowała mi dodatkowo "za darmo" tablet i router - opowiadał "Wyborczej" kilka miesięcy temu jeden z telesprzedawców.

 

Telemarketer musi się przedstawić

Od 25 grudnia takie triki marketerów będą zabronione. Unijne przepisy, które wchodzą w życie - i tak już z kilkumiesięcznym opóźnieniem - mocno ograniczą ten rynek w Polsce.

Zgodnie z nimi telemarketer na początku rozmowy będzie musiał się przedstawić (tak, do tej pory nie musiał, wręcz nie było to zalecane przez wielu pracodawców). Po drugie, będzie musiał powiedzieć, że dzwoni w celu zawarcia umowy. Tego też telemarketerzy nie musieli mówić. Sama rozmowa telefoniczna będzie miała tylko charakter konsultacji. Przed ewentualnym zawarciem umowy klient będzie musiał dostać jej treść na "papierze lub trwałym nośniku" (czyli np. w dokumencie PDF na skrzynkę mailową) oraz odesłać firmie oświadczenie, że rzeczywiście się tę umowę zawiera. To oznacza, że "tak" ze strony klienta w rozmowie telefonicznej nie będzie jeszcze oznaczało dobicia targu.

W firmach marketingowych nastroje są ponure. - Znam takie, których prawnicy mówią, że po wejściu tych przepisów po prostu trzeba będzie zamknąć działalność - przyznaje Jacek Barankiewicz, wiceprezes Stowarzyszenia Marketingu Bezpośredniego (SMB) skupiającego głównie firmy telemarketingowe.

I zwraca uwagę na szereg wymagań, które stawiają przedsiębiorców w trudnej sytuacji. Na przykład to, że dzwoniący będzie musiał przedstawić 21 informacji o prawach konsumenta - między innymi o sposobach reklamacji. - I teraz proszę się postawić w roli klienta - oszaleje, jak będzie musiał tego wszystkiego wysłuchać. A dla firm będzie to po prostu nieopłacalne - mówi Barankiewicz. Co dalej? Rentowność w branży wynosi kilka procent. Jeśli koszty wzrosną o 3 proc., a firma ma właśnie taką rentowność, to będzie musiała gdzieś przerzucić te koszty. Oczywiście na konsumenta.

 

Zwolnienia w telemarketingu

Z drugiej strony klient dostanie wiele nowych praw: może odstąpić od umowy bez podania przyczyny, może to zrobić przez 14 dni (do tej pory przez dziesięć). Wszystkiego pilnuje Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Jeśli firma nie będzie przestrzegała nowych regulacji, może dostać karę nawet w wysokości 10 proc. swoich rocznych przychodów.

Przed osobami pracującymi w telesprzedaży ustawa stawia wiele pytań. Bo 21 dodatkowych informacji teoretycznie można będzie dosłać nawet dopiero z towarem. Ale klient wciąż - zgodnie z nowymi przepisami - nie podpisał umowy, więc towaru nie powinien używać. Powstaje więc pytanie, kto zapłaci, jeśli klient z niego zrezygnuje. - Przepisy swoje, a życie swoje. Nie wyobrażam sobie, żeby UOKiK od razu zaczął karać, bo ustawa z jednej strony jest drakońska dla firm, ale z drugiej nie we wszystkich punktach jasna. Liczę, że urząd najpierw stworzy odpowiednie interpretacje poszczególnych założeń - mówi Jacek Barankiewicz.

Kilka lat temu w Stanach Zjednoczonych stworzono listę zakazanych numerów telefonicznych klientów, na którą telemarketerzy nie mogli dzwonić ze swoimi ofertami. Spowodowała ona spadek obrotów branży i utratę pracy przez milion osób.

Cały tekst: tutaj.

 (Za Jakub Wątor w wyborcza.pl)

Powrót do listy

Partnerzy

Polskie Stowarzyszenie Marketingu SMB
© 2020 by Polskie Stowarzyszenie Marketingu SMB. Realizacja 3W Serwisy Informacyjne